Geoblog.pl    unforgettable    Podróże    Kuba 2012    Miasto nr 3 na Kubie - Camaguey
Zwiń mapę
2012
04
paź

Miasto nr 3 na Kubie - Camaguey

 
Kuba
Kuba, Camagüey
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10707 km
 
Gdy wysiadłyśmy z ciężarówki gdzieś na skrzyżowaniu, zapytałyśmy gdzie jest droga i żółty punkt na Camaguey. Wskazano nam pobliski przystanek, ruszyłyśmy zatem i powiedziałyśmy żółtemu panu dokąd zmierzamy. Jednak po chwili zorientowałyśmy się, że za naszymi plecami jest dworzec. Postanowiłyśmy sprawdzić, czy jest coś stamtąd do Camaguey. Przed dworcem była dziupla z jedzeniem, jako że byłyśmy lekko głodne i marzyło nam się smażone jajko to stanęłyśmy w kolejce. Niestety nie miałyśmy pojęcia jak jest jajko po hiszpańsku, więc Sylwia ku uciesze całego tłumu zaczęła naśladować kurę. Sprawa od razu się wyjaśniła i dostałyśmy 2 kanapki z jajkiem za jedyne 2CUP/szt. Gdy przekroczyłyśmy drzwi dworca, chłopak, z którym jechałyśmy w poprzedniej ciężarówce wskazał nam miejsce, gdzie stoi ciężarówka do Camaguey. Najwidoczniej wcześniej usłyszał przypadkiem naszą rozmowę. Grunt, że nam pomógł!
W ciężarówce znowu nie było kompletu, zatem trzeba czekać. CO jest godne uwagi to fakt, że gdy wsiadałyśmy na pakę, to pewna pani powiedziała nam, że płaci się tutaj w CUP a nie w dewizach, czyli w CUC. Wow, ktoś w końcu nie pomyślał o nas jak o skarbonce z pieniędzmi.
Miałyśmy chwilę czasu, więc tym razem ja poszłam zapolować, udało mi się zdobyć lody (3 CUP/szt). Były też torty, ale jakoś nie mam do nich zaufania. Ich receptura musi być co najmniej dziwna, bo one się w ogóle nie topią. Są przetrzymywane na słońcu, bez żadnych chłodni, ludzie wożą je w ciężarówkach, na rowerach, a one cały czas są nieskazitelne. Dziwne, naprawdę dziwne.
Do Camaguey mamy ok. 120km, płacimy 20CUP/os. Ten odcinek był naprawdę męczący, trwał ponad 3h. Gdy wysiadłyśmy z ciężarówki miałyśmy już dość ciężarówek na dziś. Zapytałyśmy jakiegoś przechodnia jak dotrzeć do centrum. Po drodze zaopatrzyłyśmy się na straganie w ogromne avocado za 10CUP, kilka pomidorków a Sylwia kupiła banana. Zapłaciłam Sylwia, zaczęła obierać banana i jeść. Pani sprzedawczyni oburzyła się, no i okazało się, że ten rodzaj banana (większe) jest przeznaczony do gotowania a właściwie smażenia. Miał specyficzny smak, jednak Sylwia przeżyła i nie miała żadnych żołądkowych przygód, także bez obaw.
W relacji, którą posiadamy jest napisane, że w Camuguey znajduje się Hotel Isla de Cuba, pokój 2-os kosztuje 18CUC ze śniadaniem. Bez większych komplikacji docieramy na miejsce. Jednak to jedynka kosztuje 18CUC a dwójka 26CUC. Stwierdzamy, że to za duży luksus i spróbujemy znaleźć coś innego. Jak na tak duże miasto nie ma tu zbyt wielu kwater, albo się na nie nie natknęłyśmy. Pierwsza jaką znalazłyśmy nie miała okien, no i cenili ją na 25CUC, szukamy dalej. Znalazłyśmy bardzo ładny dom z miłą właścicielką, jednak pokoje były zajęte. Ale oczywiście jak to zwykle bywa właścicielka miała kuzynkę, która zupełnie przypadkiem ma casę do wynajęcia. Zatem prosi żebyśmy usiadły i poczekały na kuzynkę.
Gdy ta nadchodzi nie zwlekamy i ruszamy w kierunku jej domu. Kwatera jest dosyć blisko głównej ulicy, ma nieco specyficzne umeblowanie, pokój jest duży więc ogólnie może być a poza tym nie chce nam się już szukać a po drodze nie widziałyśmy nic ciekawego. Gdy Sylwia pyta o karaluchy, to właścicielka mówi, że akurat dzisiaj wypryskała wszystkie kąty środkiem owadobójczym. No cóż za niesamowity zbieg okoliczności, że akurat dziś na nasz przyjazd. Utargowałyśmy ceną z 25CUC na 20CUC , planujemy zostać 1 noc.
Bierzemy prysznic, gdyż po wielogodzinnej podróży w ciężarówce nie jesteśmy świeże, rześkie i pachnące. Potem ruszamy na miasto. Jest tutaj pokazowy deptak, z wieloma sklepami typu PEWEX. Jednak to co mi się podoba w Camaguey to to, że gdy zejdzie się z głównej to widzimy normalne miasto i nie ma tutaj problemu tak jak w Trynidadzie z kupnem jedzenia w budce. Podziwiamy wystawy w sklepach, Sylwia pamięta jeszcze komunę, więc dla niej to podróż w czasie. Ja niestety nie miałam tej wątpliwej przyjemności aby pamiętać tamte czasy, więc komuna na Kubie to dla mnie coś zupełnie nowego. Gdzieś w oddali usłyszałyśmy język Polski, wymieniamy z naszymi rodakami krótkie „Cześć”, trochę się zdziwili. Chciałyśmy kupić wodę, jednak te chłodziarki, które mają w sklepach albo nie działają albo prawie wcale nie chłodzą, zatem wstrzymujemy się z zakupem. Gdzieś w bocznej uliczce wytropiłyśmy lody, więc nie mogłyśmy przepuścić takiej okazji, zafundowałyśmy sobie też zieloną pomarańczę, jednak była jakaś przesuszona. Nasz spacer zakończył się w miejscu, w którym wysiadłyśmy z ciężarówki. Znalazłyśmy tutaj dziuplę z pizzą (5CUP/szt), zamówiłyśmy sobie po jednej. Zapytałyśmy właścicielki czy ma piwo, niestety nie miała, okazało się, że można je kupić w restauracyjce naprzeciwko. Niestety wcześniej jej nie dostrzegłyśmy. Mówimy, że zaraz wrócimy po pizzę i ruszyłyśmy po piwo. Niestety jest w butelkach, więc powinnyśmy wypić na miejscu. Jednak nasz urok osobisty sprawił, że właściciel nam zaufał i pozwolił przynieść butelki za kilka minut. Wracamy po pizzę, była taka sobie. Gdy odnosimy butelki, Sylwia postanowiła zamówić spaghetti, chyba za 6CUP. Nie był to strzał w 10, gdyż makaron był strasznie rozgotowany no i ogólnie nie wyglądało to smakowicie. Najedzone i szczęśliwe wróciłyśmy do centrum, pokrzątałyśmy się pomiędzy uliczkami. To był naprawdę fajny i spokojny wieczór. Nikt nas nie nagabywał na restauracje itp. tak jak w Trynidadzie. Na koniec zaopatrzyłyśmy się w pieczywo na śniadanie i zrelaksowane wróciłyśmy na kwaterę z myślą, że jutro Santiago.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
unforgettable
Karolina
zwiedziła 4% świata (8 państw)
Zasoby: 92 wpisy92 14 komentarzy14 313 zdjęć313 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
25.10.2013 - 10.11.2013
 
 
01.03.2013 - 16.03.2013
 
 
28.09.2012 - 16.10.2012