Nasza ciężarówka pędziła jak szalona na autostradzie, wyprzedzaliśmy wszystko co było na jezdni, była to chyba najbardziej ekstremalna przejażdżka w ciągu całego wyjazdu. Dzięki temu w miarę szybko udało nam się przejechać te 130km z Bayamo.
W miarę zbliżania się do Santiago można odczuć, że na południu jest zdecydowanie bardziej gorąco niż w okolicach Havany. W dodatku tuż przed Santiago zaczęło padać. Gdy wysiadłyśmy na dworcu, opad ustąpił, ale zrobiło się strasznie duszno. Zebrałyśmy się i ruszyłyśmy do centrum miasta.
Adres kwatery miałyśmy już od właścicielki naszej casy w Camaguey. Była to ulica Maso chyba 616 ½. Zapamiętałam tylko tą połówkę. Jednak ulica ta jest bardzo długa i po drodze zajrzałyśmy do dwóch innych kwater, jedna była zajęta a w drugiej nie chcieli opuścić na 15CUC. Zatem postanowiłyśmy się udać po polecony adres. Właścicielka otworzyła nam drzwi, była bardzo miła. Niestety obydwa pokoje miała zajęte. Poczęstowała nas pysznym sokiem z mango i powiedziała, że ktoś z rodziny ma do wynajęcia kwatera. Prawdziwa niespodzianka?! Czekając na tą niby kuzynkę, zaczęłyśmy rozmawiać z naszą niedoszła gospodynią. Gadane to ona miała, po prostu królowa interesów. Gdy powiedziałyśmy, że pewnie zostaniemy na 1 noc to od razu zaczął się wykład, że jutro wieczorem jest festiwal w mieście, że nie można tego opuścić, że powinnyśmy jechać na plażę jutro, jeden dzień to za mało itd. Jednak była przy tym wszystkim bardzo miła i sympatyczna, dom również wyglądał bardzo czysto i ładnie. Szkoda, że nie było dla nas miejsca.
W końcu zjawiła się właścicielka tej nowej kwatery, poszłyśmy za nią, dom był na tej samej ulicy nr 552. Ta kobieta była strasznie sztuczna i udawała miłą dla turystów, jednak nie ma porównania do tej poprzedniej babki. Pokój był w miarę ok. Dziwne było tylko to, że do łazienki były drzwi z dwóch stron, w tym jedne przeszklone oraz to, że pani weszła do naszego pokoju gdy nas nie było. Negocjowanie ceny z 20 na 15CUC też było dziwne, bo pani na koniec stwierdziła, że to dla niej duży problem jak płacimy 15, bo podatki itd. Jednak zgodziła się, będąc przy tym lekko obrażona. Kolejny przykład uprzejmego traktowania klientów na Kubie. Przecież jak nie chciała za 15 to mogła się nie zgodzić i tyle. Kwater w Santiago nie brakuje.
Wzięłyśmy szybki prysznic po ciężarówkowej tułaczce i wyszłyśmy na miasto. Santiago to drugie co do wielkości miasto na Kubie, w dodatku jest piątek wieczór, więc jest tłoczno. Przeszłyśmy się do centrum miasto. Postanowiłyśmy zjeść kolację w cywilizowany sposób, tzn. nie na stojąco, nie podczas marszu. Wypatrzyłyśmy sobie pizzerię, było sporo klientów, więc uznałyśmy że jest ok. Wybór pizzy jak na Kubę był spory. Jednak to tylko pozory, bo o co nie zapytałyśmy to nie było. Finalnie Sylwia wzięła Napolitanę a ja zaszalałam i wybrałam pizze z kurczakiem. Do tego po piwku za 20CUP/szt. Pizza była przeciętna, mój kurczak smakował jak kura wyjęta z rosołu. Ale nie ma co narzekać.
Pochodziłyśmy jeszcze trochę po centrum gdyż na późniejszy wieczór miałyśmy już plan. Wyczytałyśmy w relacji, że w Santiago jest miejsce dla lokalsów z muzyką na żywo, nazywa się to Casa de las Traditionas (La Casona) i znajduje się na ulicy czy też w dzielnicy Tivoli. Z pewnymi komplikacjami udało nam się dotrzeć na miejsce. Za wstęp płacimy po 2CUC, miejscowi pewnie płacą po 2CUP, no ale trudno, co zrobić?! Znajdujemy wolny stolik. Na początku jesteśmy trochę rozczarowane, bo śpiewają jakieś smętne piosenki, nikt się nie bawi i są sami starzy ludzie. Jednak dowiadujemy się od naszych nowych friendów, że zaraz przyjdzie zespół składający się z 6 lasek i one rozkręcą imprezę. Nowi znajomi byli kiedyś w Europie w Czechach, pamiętają jeszcze nawet jakieś podstawowe zdania. W czasie kiedy my rozmawiamy zespół dziewczyn się rozstawia i schodzi się trochę młodych ludzi. Potem zabawa rusza na całego, wszyscy bawią się i tańczą. Dziewczyny są tutaj wielkimi gwiazdami i każdy je zna. W trakcie ich występu przychodzi 2 turystów, nie wiemy skąd, ale ciekawe jak dowiedzieli się o tym miejscu.
Gdy dziewczyny kończą swój występ, my również postanawiamy wyjść, bo nie będzie już muzyki na żywo. Poza tym jest po północy a my mamy spory kawałek do domu. Bez problemu znajdujemy drogę na naszą kwaterę, a przechadzanie się bocznymi uliczkami Santiago w nocy było bezcenne.