Za autobus z Akbou do Algieru płacimy 270DA/os. Siadamy na końcu w 5-osobowym rzędzie, ale po kilku minutach pan „kasjer” sam z siebie poprzesadzał ludzi i już miałyśmy miejsce przy oknie w środku autokaru. Podróż zajęła ok. 3h, niestety Algier wita nas deszczem. Dzwonimy do Mohanda – naszego nowego hosta, że już jesteśmy, próbuje nas namierzyć, po raz kolejny posiłkujemy się pomocą ludzi stojących obok. Jakiś gość zauważył Mohanda i rzucił się w pogoń za nim.
Mohand zaprasza nas na herbatę i ustalamy program dnia. Niestety musi dzisiaj jeszcze popracować. Mohand jest wyjątkiem spośród osób, które spotkałyśmy w Algierii, bo on naprawdę pracuje i ma stałe godziny pracy co oznacza, że nie wychodzi sobie w połowie dnia żeby już nie wrócić. Jedziemy do jego mieszkania porzucić rzeczy, potem wstępujemy do jego firmy. Okazuje się, że pracujemy w podobnej branży, dlatego dostałam ofertę pracy. Gdybym na poważnie szukała pracy to z pewnością nie wahałabym się ani chwili.
Potem Mohand zawozi nas pod słynny monument męczeństwa. Po drodze przeprasza nas za kiepską pogodę, jest 15 stopni i przelotnie pada. Gdy korespondowałam z nim kilka tygodni temu zapewniał mnie, że połowa marca to idealny czas na odwiedzenie Algierii i że będzie powyżej 20 stopni a słońce jest gwarantowane. Niestety te zapewniania nie sprawdziły się, ale nie ma się co dziwić skoro w Europie mamy powrót srogiej zimy.
Mohand omawia z nami plan dnia, co mamy zrobić jak dojechać, gdzie iść itd. Robimy pamiątkowe zdjęcia przed monumentem, potem wprowadza nas do muzeum męczeństwa znajdującego się u podnóża budowli. Wstęp 20DA/os. Potem Mohand znika, my zaczynamy zwiedzanie, gdy po kilku minutach Mohand wraca z pracownicą muzeum, do której mamy się zwrócić o pomoc gdybyśmy czegoś potrzebowały. Później już same nakazujemy naszemu hostowi żeby wreszcie pojechał na swoje służbowe spotkanie. Jesteśmy zaskoczone, że w muzeum jest tak wiele eksponatów i jest ono dość wypasione jak na warunki algierskie. Później przechodzimy na drugą stronę placu gdzie znajduje się kolejne muzeum, tym razem pan w ogóle nie pobiera od nas opłaty. Budynek podzielony jest na różne okresy z dziejów Algierii, ekspozycja znajduje się na 3 piętrach.
Wg rad Mohanda udajemy się na pobliską stację kolejki linowej – Terreferic – bilet 20DA, zjeżdżamy w dół jedną stację w okolicę muzeum sztuki współczesnej – warte obejrzenia. Naprzeciw znajduje się park - Jardin d'essai, wstęp 60DA/os. Można tam chodzić godzinami. Gdyby było słonecznie to można tam spędzić naprawdę fantastyczny czas. My zachodzimy jeszcze do ZOO – 60DA/os. – szału nie ma. Przeczekujemy deszcz pod drzewami i kierujemy się do metra które znajduje się tuż przy wejściu i obok przystanku terreferic. Mamy udać się na stację końcową Grande Post – bilet 50DA. Dziś o 17 odbywa się cotygodniowe spotkanie Couchsurferów, zostałyśmy zaproszone.
Jesteśmy pod budynkiem poczty o 17, wchodzimy rozejrzeć się do środka. Potem dzwoni Mohand, że za kilka minut odbiorą nas jacyś jego znajomi z CS i zaprowadzoną na spotkanie. Tak też się stało w piątkę idziemy do kawiarni. Zazwyczaj gdy jest ciepło spotkania odbywają się na zewnątrz, ale dzisiaj niestety wszystko warunkuje pogoda. W kawiarni czeka już Mohand i kilkunastu innych ludzi z CS. CouchSurfing w Algierii jest bardzo aktywny. Raczej nikt nie odmawia gościny, mi niezwykle łatwo było znaleźć hostów we wszystkich odwiedzanych miastach. Couchsurferzy znają się nawzajem i utrzymują ze sobą kontakt, ponadto bardzo dbają o swoich gości. Chyba w żadnym innym kraju nie czerpałam tak wiele radości z koszystania z CS.
Po kilku godzinach wracamy do domu, jadą z nami Anissa i Zoulikha, które dzisiaj też przenocują u Mohanda. Pracują na pustyni (1miesiąc pracy i 1 miesiąc wolnego), dzisiaj akurat wróciły. Jak się później okazało Mohand zorganizował specjalnie ze względu na nas domówkę, na którą przybyli wszyscy wcześniej poznani przez nas ludzie z CS z Algieru. Był to super wieczór, spędzony w znakomitej atmosferze, no i zaserwowano tradycyjny kuskus. Chyba ciężko będzie się żegnać z tym krajem.