Po minięciu tabliczek wjazdowych do Parku naszą uwagę przykuwają pojawiające się gdzieniegdzie sterty śmieci. Trochę to dziwne w Parku Narodowym, ale co my wiemy o zwyczajach w Afryce?!
Wstęp do Parku kosztuje 2 tys. CFA/os. (12,92 zł), ponadto można też wynająć pirogę na krótki „rejs” za 2,5 tys. CFA/os. (16,15 zł) my jednak nie jesteśmy tym zainteresowani, wolimy się przespacerować.
Parc Langue de Barbarie to w zasadzie cypel oddzielający Atlantyk od rzeki Gambii. Bardzo sympatycznie spaceruje się po piaszczystym brzegu, wypełnionym licznymi gromadkami krabów. Szczyt sezonu nastąpi dopiero za kilka tygodni dlatego póki co turyści są tutaj rzadkością, co w zasadzie nas cieszy. Chcieliśmy tutaj zobaczyć flamingi, niestety ku naszej rozpaczy nie było ani jednego okazu. Jednak gdy jechaliśmy taksówką to po drodze widzieliśmy małe stadko, także nic straconego, może z powrotem również nam się poszczęści
Okazuje się, że taksówkarz nas źle zrozumiał, wcześniej wynegocjowaliśmy cenę 5 tys. CFA (32,31 zł) za przejazd powrotny do St. Louis jednak godzinę mieliśmy ustalić telefonicznie a nasz nadgorliwy kierowca przyjechał po nas za 2h. Musieliśmy go odesłać i tym razem już nie było wątpliwości, że zadzwonimy.
Po wyjściu z Parku, próbujemy znaleźć jakąś „jadłodajnię”, ale niestety wszystko jest zamknięte. Maszerujemy w kierunku głównej drogi, napotykamy miejscowego, który prowadzi nas do Campement Teranga – „ośrodek wczasowy” prowadzony przez francuza. Miejsce zdecydowanie odcina się od otoczenia, jest zadbane, wszędzie jest dużo zieleni, no i plaża jest czysta. Ponadto znajduje się tutaj restauracja, obiad składający się z dwóch dań i deseru kosztuje 7 tys. CFA (45,23 zł). Nie ma jeszcze żadnych gości, właściciel robi inaugurację
Gdy wyszliśmy z campu, udało nam się złapać naszego pierwszego i jedynego stopa w Senegalu. Dwaj panowie podwożą nas terenówką do asfaltowej drogi. Spacerkiem kontynuujemy marsz w kierunku miasta, rozglądając się w poszukiwaniu flamingów. W końcu udało się, stadko pluskało się w bajorze wody otoczonym przez stertę śmieci. Chyba już nikogo to nie dziwi?! Cel na dziś osiągnięty, możemy dzwonić po kierowcę i wracać do Saint Louis.