Do Havany przylatujemy ponad godzinę po czasie, czyli po 20.00 czasu lokalnego i wciąż jest sobota (u nas 2.00 w nocy w niedzielę). Wyjście z lotniska trwa całe wieki. Tuż przed nami wylądował samolot z Moskwy. Po wyjściu z samolotu na hali jest ogromny tłum do kontroli paszportowej. Prawie wszystkie okienka są otwarte, są podzielone na okienka dla Kubańczyków, obcokrajowców, niepełnosprawnych, kobiet z dziećmi itp. Jednak nikt tego nie przestrzega i każdy pcha się tam gdzie chce. Pani celnik sprawdza paszport i wizę, robi zdjęcie. Wiza składa się z 2 części, pani odrywa jedną a drugą oddaje mi, należy ją zwrócić przy wyjeździe z Kuby, życzy mi udanego pobytu, otwiera drzwi a za nimi.... ukazuje mi się kolejka do security check. Po kilku minutach dołączają do mnie Darek i Agnieszka no i czekamy. Stojąc w kolejce zauważamy, że dalej swoje stanowisko mają pielęgniareczki ubrane na biało i zastanawiamy się co one moga sprawdzać. Wpadliśmy na pomysł, że może to ubezpieczenie. Przechodzimy przez security i szybkim krokiem przemykamy obok tych pielęgniarek. Jednak jak się okazało one sprawdzały chyba tylko Kubańczyków. Potem udajemy się po walizkę Darka i Agnieszki. O dziwo nie ma jej jeszcze na taśmie chociaż spędziliśmy w tych kolejkach 100 lat i wg mnie wszystkie bagaże powinny byc już dawno przetransportowane, jednak jesteśmy już w kubańskim świecie i można zapomnieć, że coś będzie działo się sprawie a więc znowu czekamy. W końcu po kilkunastu minutach bagaż pojawia się. Pełni nadziei, że to już koniec kierujemy się do drzwi wyjściowych. Tuż przed drzwiami zatrzymuje nas czy to celnik czy wojskowy, jakiś nie wiadomo kto i mówi, że pragnie z nami porozmawiać i prosi o paszporty. Odchodzi z nimi na moment, gada z kimś, wraca i zaczyba przeprowadzać ankietę. Okazało się, że najbardziej chciał porozmawiać ze mną. Darkowi i Agnieszcze pozwala wyjśc jeśli chca i poczekać na mnie przed lotniskiem. My jednak nie chcemy się rozdzielać dlatego wspólnie odpowiadamy na serię pytań. A oto niektóre pytania: skąd się znamy? po co przyjechaliśmy na kubę? gdzie się zatrzymamy w Havanie? Jaki jest adres kwatery? a czemu mieszkamy w innych miejscach? co będziemy robić przez pozostałe dni na kubie? czy przywozimy ze sobą coś cennego, np. elektronika? czy mamy jakieś ksiązki? czy mamy kogoś znajomego na kubie? ile mamy ze sobą pieniędzy? czy posiadamy karty kredytowe? jakie? Tych pytań było całe mnóstwo, dlatego nie pamiętam wszystkich. Pan w między czasie odchodził od nas 2 razy więc cała sytuacja trwała całe wieki, jednak w końcu pytania mu się skończyły i wyszliśmy. od razu udaliśmy się do kantoru wymienić trochę pieniędzy na taksówkę do miasta (lotnisko jest położone ok.30km od centrum) i żeby zapłacić za nocleg. Wg analizy adresów naszych kwater znajdują się one bardzo blisko siebie. Dlatego bierzemy taksę najpierw do kwatery Darka i Agnieszki (mają większy bagaż) i ustalamy, że poźniej odprowadzą mnie do mojej kwatery. Taksiarz podwozi nas pod drzwi płacimy 25CUC łącznie.
Darek i Agnieszka zarezerwowali sobie kwaterę na ulicy Zanja. Mieszkanie położone jest na 2 piętrze. Gospodyni wita ich z radością, pokazuje pokój i prosi o paszporty. W casie znajduję się już trójka ludzi z Izraela, jedna dziewczyna mówi, że jej mam ma polskie korzenie – miłe zaskoczenie na początek pobytu w Havanie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kwatery prywatne na Kubie nazywają się casa particular. System ten powstał ok.15 lat temu i umożliwia wynajmowanie pokoi turystom. Jednak aby mieć oficjalna casa particular należy uzyskać pozwolenie i spełnić różne warunki, m.in. pokój musi być wyposażony w klimatyzację i wiatrak, łazienkę, czasami lodówkę. Od takich kwater Kubańczycy musza odprowadzać na koniec roku niemały podatek, ale mimo wszystko ten biznes i tak im się opłaca. Po przyjeździe do casy gospodarz musi wpisać dane z paszportów do oficjalnej księgi gości, turyści muszą złożyć tam swoje podpisy. Kubańczycy boją się wynajmować casy nielegalnie i w zasadzie w ogóle tego nie robią. Czasami tylko wpisują niższe kwoty do rachunku. Kwatery casa particular występują również dla kubańczyków (są tańsze, a standard gorszy), te dla turystów oznaczone są niebieskim znaczkiem i płaci się w nich w CUC a te dla kubańczyków na pomarańczowo/czerwono i płatność jest w CUP.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kiedy Darek i Agnieszka dopełnili już wszystkich formalności udajemy się na moją kwaterę. Gospodyni ich casy tłumaczy Darkowi jak dojść do mojej kwatery. Darek mówi dobrze po hiszpańsku, więc mamy nadzieję, że trafimy bez problemu. Po paru zdaniach okazało się, że wczoraj była tutaj również Sylwia, bo też przyjechała taksą z jakimiś Polakami, którzy tutaj nocowali a następnie poszła do naszej casy. Jest już późno (po 23) jesteśmy już zmęczeni i chcemy jak najszybciej dotrzeć do mojej kwatery. Ma ona znajdować się blisko Capitolu. Zdecydowałyśmy się z Sylwią na to właśnie miejsce, dlatego że można tam wynajmować pojedyncze łóżka, w ten sposób Sylwia uniknęła płacenia za cały pokój, kiedy była poprzednią noc sama w Havanie. Jest sobotni wieczór więc na ulicach jest sporo ludzi, odnaleźli Capitol, łazimy w kółko ale mojej kwatery nie ma, sprawdzamy na mapie ale nadal nic.
Adres to:
luciabaez@rect.uh.cu
adres : Capitolio House,
San Juan (San Martin) 116,
tel: 861-6372 lub 05-253-9442
e/Industria y Consulado
Darek spytał jakąś parę Kubańczyków o drogę, no i oczywiście poszli z nami szukać. Okazało się, że byliśmy na właściwej ulicy tylko nie potrafiliśmy znaleźć odpowiedniego numeru. Nasi nowi „my friends” przewlekli nas po wszystkich ciemnych uliczkach w okolicy, łaziliśmy już tak bez sensu z pół godziny. Mi w dodatku rozładowała się komórka i nie mogę zadzwonić do Sylwii, żeby poprosić ją żeby po nas wyszła. Kubańczycy są jednak nie strudzeni, mam z Agnieszką wrażenie, że kompletnie nie orientują się gdzie jest ta kwatera gdyż szukają na zupełnie innych ulicach albo pod złymi numerami. Kiedy już miałam kompletnie dość, wzniosłam się na wyżyny swojego intelektu i przypomniałam sobie nr do Sylwii, Darek napisał do niej sms-a żeby czekała na nas przed wejściem do Capitolu, gdzie się właśnie udajemy. Gdy czekamy, zauważyliśmy odpowiedni adres, a właścicielka casy wychyliła się z balkonu i zrzuciła nam klucz do klatki schodowej. Tutaj to bardzo powszechne gdyż nie ma normalnych domofonów, są tylko dzwonki a otwierać trzeba kluczem. Wchodzimy na górę, My friendsi ładują się za nami, chociaż chcieliśmy ich już spławić, bo pomoc z nich była żadna. Gdy siedzimy w mieszkaniu okazuje się, że Sylwii nie ma, bo przecież wyszła po nas pod Capitol. Wołamy ja parę razy z balkonu, w końcu usłyszała i wróciła do mieszkania. Oczywiście padamy sobie w objęcia Przedstawiam jej my friendów i Polaków. Nasza trójka jest już bardzo zmęczona po podróży ale Kubańczycy gadają z Darkiem po hiszpańsku i wyciągają nas na Mojito. Siedzimy tam chwilę. Darek zapłacił a Kubańczycy nie kwapią się z oddaniem mu casy, to chyba zapłata za ich pomoc w poszukiwaniu kwatery. Na odchodne odciągają go na bok i proszą o kasę na mleko dla dziecka. Darek daje im jakieś drobne i nareszcie idą. My z Sylwią nie wiemy co będziemy robić rano, czy zostajemy w Havanie czy wyruszamy gdzieś dalej. Darek i Sylwia planują zostać w Havanie 3 noce a potem lecą na Cayo Largo. Umawiamy się, że jeśli będziemy w niedzielę w Havanie to się do nich odezwiemy. Wracam z Sylwią na kwaterę, daję paszport, płacę 10 CUC (ze śniadaniem), biorę prysznic i po 1.00 idę spać. Ależ jestem zmęczona!