Geoblog.pl    unforgettable    Podróże    Kuba 2012    Pierwsze doświadczenie z "żółtym punktem"
Zwiń mapę
2012
02
paź

Pierwsze doświadczenie z "żółtym punktem"

 
Kuba
Kuba, Jaguey Grande
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10335 km
 
Nasz plan przewiduje dzisiaj dojazd do Trynidadu. Po lekturze przewodnika postanawiamy wybrać się na dworzec autobusowy obok stacji kolejowej. Stamtąd mają jeździć autobusy w interesującym nas kierunku. Pakujemy swoje rzeczy, jemy standardowe śniadanie - kilka plasterków owoców, jajecznica, pieczywo i sok z guajawy (codziennie na tej kwaterze jest w zasadzie to samo) i wyruszamy na dworzec. Sylwia swojego pierwszego dnia w Havanie była w tamtych okolicach więc znamy drogę. Najpierw trafiamy na dworzec kolejowy, stamtąd zostajemy przekierowane na dworzec autobusowy. Jest tam mnóstwo ludzi, oczywiście w pierwszej kolejności atakują nas taksiarze, jednak mamy już wprawę w spławianiu. Zgodnie z rozkładem wkrótce powinno być coś do Trynidadu. Wczoraj nasza znajoma, która dowiozła nas do Havany wspominała, że będzie nam tutaj ciężko kupić bilet. Niestety miała racja. Z tego dworca odjeżdżają jedynie autokary Astro, do których turyści nie mają wstępu. Na dworcu panie odsyłały nas od okienka do okienka, skończyło się na tym, że wskazano nam drogę na dworzec, z którego odjeżdża Viazul. Byłyśmy przygotowane na taki finał, więc postanowiłyśmy ruszyć na rogatki miasta. Nasz wczorajsza znajoma wspominała nam wczoraj o jakimś punkcie za miastem przy autostradzie, skąd łapie się coś w rodzaju autostopu. Sprawdziłyśmy wszystko na mapie i nieśpiesznie ruszyłyśmy w tamtym kierunku. Havana jest potężnym miastem, więc po dłuższym marszu postanowiłyśmy łapać stopa, który dowiezie nas na rogatki. Zatrzymało się kilka taksówek, jednak ich ceny były porażające. Ostatecznie udało nam się zatrzymać kierowcę ciężarówki, który miał nas tam zawieźć za 1CUC. Podjechaliśmy kawałek i koleś powiedział, że to droga na Trynidad. Postaliśmy trochę, próbował nam złapać jakiś samochód, ale nic z tego. Naszym zdaniem byłyśmy jeszcze w mieście, zaczęłyśmy dokładnie tłumaczyć, że chodzi nam o punkt zbiorczy do autostopu i w końcu zrozumiał o co chodzi i oczywiście zawiezie nas tam ale za kolejnego 1CUC. No trudno, godzimy się na to. Gdy wjeżdżamy na autostradę na poboczu wzdłuż drogi stoi sporo osób i trzymają banknoty w ręku. Zgodnie z tutejszym zwyczajem pokazują kwotę jaką są w stanie zapłacić za przejazd. Jednak my mijamy ich i jedziemy dalej na "punto amarillo" czyli "żółty punkt". Było nam mnóstwo osób nasz kierowca powiedział panu w żółtym mundurku dokąd chcemy jechać, ten przyjął to bez emocji no i pozostało nam czekać. Jako że punkt znajdował się przy autostradzie to żółtemu panu nie udawało się zbyt często zatrzymywać pojazdów. Po jakiś 30 minutach, nie wierząc w skuteczność żółtego luda poszłyśmy 200-300m za punkt i postanowiłyśmy same połapać okazję. Niestety nie byłyśmy zbyt skuteczne, nawet gdy trzymałyśmy w ręku banknoty i to CUC. Po pewnym czasie wróciłyśmy na punkt, kupiłyśmy wodę i na szczęście przyjechał mały autobusik. Zapłaciłyśmy żółtemu panu za złapanie stopa po 2CUP od osoby i władowałyśmy się do środka. Znalazłyśmy miejsca siedzące i dowiedziałyśmy się, że jedziemy do Jaguey Grande, miasta oddalonego o 130km (30CUP) od Havany na trasie do Trynidadu. Nic nie zakłócało naszej podróży do czasu kiedy zatrzymała nas policja. Okazało się, że to nielegalny bus i nie ma odpowiednich papierów. Policjant wparował do środka, zaczął sprawdzać bagaże (naszych nie ruszył), wszyscy wyglądali na lekko przestraszonych. Kierowca na zewnątrz negocjował z policją przez dłuższą chwilę. Musiało go to dużo kosztować, bo wrócił nieźle wku....y. Na szczęście mogliśmy jechać dalej. W drodze zaczęło mocno padać a nasz autobus lekko przeciekał, gdy wjechaliśmy do miasta w niektórych miejscach była woda po kolana, niestety nie ma kanalizacji. Na szczęście tutaj po burzy zawsze wychodzi słońce, więc gdy dotarłyśmy na miejsce już było słonecznie i kałuże zaczęły wysychać. Dowiedziałyśmy się, że aby pojechać do Trynidadu musimy cofnąć się do autostrady ok. 2km, bo tam jest dworzec. Postanowiłyśmy coś przekąsić. Natknęłyśmy się na lokalną restaurację. Zaszłyśmy do środka, Menu składało się z pizzy i spaghetti w różnych odmianach, ale ceny były w CUP-ach więc postanowiłyśmy usiąść. Przyczepił się do nas jakiś koleś, który mówił po angielsku. Chciał z nami usiąść, ale zaczął coś kręcić i dziwnie się tłumaczyć więc zrezygnowałyśmy z jego towarzystwa. Szybkość obsługi w takich miejscach nie poraża. Pierwszym elementem obsługi jest nalanie wody i podanie menu, potem złożenie zamówienia i na koniec podanie dań. Tutaj wszystkie te czynności oddzielone są długimi przerwami. Przez pierwsze 10 minut nikt się nami nie zainteresował, potem przysiadła się do nas starsza pani, z nudów spytałyśmy ją gdzie jest dokładnie ten dworzec z autobusami do Trynidadu, wytłumaczyła nam dokładnie, kolejne minuty mijały a my nawet nie dostałyśmy tej głupiej wody. Po 30minutach postanowiłyśmy się poddać i wyszłyśmy zjeść pizzę z budki nieopodal restauracji. Uszłyśmy kawałek i postanowiłyśmy wziąć taksówkę rowerową do autostrady po 10CUP/os.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
unforgettable
Karolina
zwiedziła 4% świata (8 państw)
Zasoby: 92 wpisy92 14 komentarzy14 313 zdjęć313 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
25.10.2013 - 10.11.2013
 
 
01.03.2013 - 16.03.2013
 
 
28.09.2012 - 16.10.2012