Naszym kolejnym celem będzie Cayo Guilermo, a w zasadzie miasto Moron. Miałyśmy zamiar jechać z Baracoa przez Moa i Holguin, ale po wczorajszej przejażdżce tą drogą zmieniłyśmy plan i wracamy tą samą droga którą przyjechałyśmy, czyli przez Santiago. Wyszłyśmy rano na dworzec jednak nie było żadnej ciężarówki do Guantanamo, była za to do Moa, szkoda, że wczoraj sytuacja była odwrotna. Nie chciałyśmy tracić czasu i ruszyłyśmy na żółty punkt. Po drodze była przerwa na batido i śniadanie, bo spacer do punktu był dość długi. Gdy siedziałyśmy na przystanku podjeżdżało sporo ciężarówek jednak wszystkie były lokalne. W końcu straciłyśmy cierpliwość i postanowiłyśmy podjeżdżać po kawałku, byle już nie czekać na tym przystanku. Wsiadłyśmy do ciężarówki jadące do Paso de Cuba. Nie miałyśmy pojęcia gdzie to jest, zapłaciłyśmy po 5CUP, więc pewnie niedaleko. Ostatecznie dojechałyśmy do małej wioski, stad zaczynała się wspinaczka pod górę drogi La Farola. Na poboczu stał jakiś lokalny rolnik. Powiedział, że niedługo powinno coś być do Guantanamo. W zasadzie to nie wiemy do dzisiaj po co on stał na tym poboczu, bo nie czekał na żaden transport a wokół nic nie było. Postaliśmy chwilę, pogadaliśmy i po kilku minutach usłyszeliśmy ryk zbliżającej się ciężarówki. Zaczęliśmy machać, jednak ta przejechała obok nas i nawet nie zwolniła. Co za pech. Nasz nowy opiekun w porozumieniu z innym gościem stwierdził, że jest to spowodowane tym, ze nie stałyśmy na przystanku. Cóż, po ponad tygodniu spędzonym na Kubie, nie sądzę aby to miało jakieś znaczenie, no ale niech im będzie. Ruszyliśmy we trójkę pod górę w kierunku przystanku. na poboczach drogi suszyła się bezpańska kawa. Nikt tego nie pilnował, ale najwyraźniej nikt jej nie kradnie skoro tak sobie leży. Na przystanku w cieniu było dość przyjemnie, ale myśl o tym, że nic tędy nie jeździ odbierała całą przyjemność tej sytuacji. Najpierw przejechał autobus Astro, kiedy zobaczył tego Kubańczyka zaczął zwalniać, ale jak tylko spojrzał na nas to natychmiast przyśpieszył. Ciężkie jest życie turysty na Kubie. Potem zatrzymał się samochód który jechał 40km i chciał 60$. Ale do 3 razy sztuka, potem zatrzymał się bardzo sympatyczny kierowca ciężarówki, który jechał do Guantanamo (160km). Gdy zapytałyśmy o cenę nic nie powiedział, a nasz znajomy kubańczyk zapakował nas do auta. Po tej górzystej drodze ciężarówka jechała wolno, ale autobus nie był wcale szybszy. Za to miałyśmy okazje zrobić kilka zdjęć. Gdy byliśmy już na płaskiej drodze mocno się rozpędziliśmy i ostatecznie dojechałyśmy do Guantanamo w całkiem dobrym czasie. A po drodze nasz kierowca opowiedział nam historię bazy USA w Guantanamo. Przez całą trasę przy ulicy stali autostopowicze i trzymali w rękach banknoty, dlatego postanowiłyśmy, że musimy dać jakaś kasę kierowcy, bo przez nas tracił pieniądze, bo mógł zabrać kogoś innego. Dałyśmy mu 5CUC za nas obydwie, był szczerze zaskoczony tą sumą i naprawdę zadowolony. To chyba pierwszy taki przypadek na Kubie.
Pobyt w mieście zaczęłyśmy od lodów i ruszyłyśmy do centrum. Guantanamo całkiem mi się podobało, bardzo przyjemna i spokojna miejscowość, jednak na dłuższy pobyt mogłoby okazać się nudne. Chciałyśmy wymienić pieniądze, więc spytałyśmy kogoś o CADECA. Niestety gdy dotarłyśmy na miejsce okazało się, że jest zamknięty. Zaczepił nas jakiś koleś, który chciał wymienić nam kasę, jednak wolałyśmy nie ryzykować. Postanowiłyśmy dotrzeć na dworzec a pieniądze wymienić później. Uzyskałyśmy od przechodnia informacje, że to daleko. Wzięłyśmy zatem taksówki motorowe, jednak w połowie drogi panowie zatrzymali motory i nie wiedziałyśmy o co im chodzi. Okazało się, że chcieli teraz kasę (10CUP/os) bo pod dworcem bali się wziąć. Gdy dojechałyśmy na dworzec, stała tam ciężarówka do Santiago de Cuba, niestety prawie pusta. To co nas zaskoczyło to silna rywalizacja o klienta pomiędzy kierowcą ciężarówki a właścicielem taxi collectivo. Ciężarówka kosztowała 15CUP a miejsca z tyłu samochodu (2 i 3 rząd) 20CUP, miejsca z przodu 40CUP. Załadowałyśmy swoje plecaki do auta, rozłożyłyśmy się pod drzewem z piwkiem, gdy prawie pusta ciężarówka zaczęła ruszać. Kierowca na nas poczekał i pojechaliśmy do centrum miasta zebrać pasażerów. Nie trwało to długo i po kwadransie ruszyliśmy w stronę Santiago.