Rano idziemy w okolice dworca kolejowego bo stamtąd jeżdżą ciężarówki do Ciego. Przed dworcem kłębi się już tłum ludzi. Nie ma ciężarówki, ale wkrótce mają być autobusy. Podjeżdża jakiś rozklekotany lokalny autobus, wszyscy się pchają na potęgę i mają jakieś karteczki. Pani „konduktorka” autobusu staje w drzwiach wejściowych i wyczytuje jakieś numerki. Wszyscy wchodzą po kolei z numerkami, podają je sobie przez okna. Dowiadujemy się, że te karteczki można zdobyć w jakimś okienku na dworcu. Miejsca w autobusie kończą się. I tak weszło o jakieś 20 osób więcej niż myślałam, że może się zmieścić.
Obok podjeżdża autobus Trans Metro, którym w zasadzie nie powinnyśmy jechać jako turystki, ale stajemy w kolejce. Jakiś chłopak stojący obok pyta się czy mamy te kwitki, gdy mówimy,że nie, oddaje nam kilka swoich. Tłumaczy, że jedna karteczka jest na obrzeża miasta a ta druga do centrum miasta. Konduktorka wyczytuje numerki, o dziwo udaje nam się wejść. Siadamy obok naszego znajomego. Gdy w autobusie już jest komplet, konduktorka przychodzi i mówi, że kierowca nie zgadza się żeby nas zabrać. No cóż, wychodzimy.
Podjeżdża kolejne Trans Metro, tym razem wchodzimy bez numerków. Kierowca chodzi po autobusie rozdaje bilety a potem zbiera kasę. Płacimy tak jak wszyscy 5CUP/os. Kierowca nie miał zachwyconej miny, ale w sumie nic nie powiedział. Tym autobusem jechaliśmy chyba dłużej niż ciężarówką, bo przejeżdżaliśmy przez każdą najmniejszą wiochę. W końcu przed 10 dojeżdżamy do Ciego, wysiadamy na oślep przy torach kolejowych. Okazało się, że to dobry przystanek, 200m dalej znajduje się dworzec ciężarówkowy.