Odświeżyłyśmy się i poszłyśmy na kolację do tej restauracji co wczoraj. Dzisiaj była inna zmiana, więc tym razem obsługują nas aż 2 kelnerki. Zamawiamy to samo co wczoraj. Potem udajemy się na stację kolejową żeby się dowiedzieć czy jutro będzie jakiś pociąg z Ciego de Avilla do Havany albo Santa Clary. Nie ma tutaj komputerów, więc pani sprawdza za pomocą systemu jakiś magicznych, pożółkłych karteczek. Jutro nie będzie pociągu.Nie wiem czy naprawdę nie będzie czy tylko tak nam powiedziała. Ten jej system sprawdzania nie do końca mnie przekonał.
Później idziemy na lody do miejscowej lodziarni. Jest kolejka chociaż ¾ stolików stoi pusta. Dziwny system. Pan siedzący przy biurku po uiszczeniu opłaty za wybrany deser wydaje karteczkę z nazwą wybranych lodów. Do wyboru była ta ohydna fresa w wersji zwykłej i w wersji „pucharek z owocami”. Jako, że jesteśmy naiwne bierzemy z owocami za 3,5CUP. Siadamy przy stoliku i zaraz kelnerka zbiera od klientów karteczki. Znika na dłuższą chwilę na zapleczu i w końcu zjawia się z naszymi pucharkami. Nie doszukałyśmy się w naszym deserze owoców, tak jak wszyscy inni miałyśmy 3 kulki lodów o smaku owocowym, tylko, że nasza droższa wersja była w pucharku a inni mieli w szklankach.
Z Polakami umówiłyśmy się ok. 21.30-22.00. Mamy jeszcze ponad godzinę, więc zachodzimy do sklepu po wodę. Niestety zjawiamy się o 20.05, czyli 5 minut po zamknięciu, mimo tego, że są 3 ekspedientki nie chcą nam sprzedać tej głupiej butelki wody. Wracamy na kwaterę. Próbuję znaleźć w TV jakieś przemówienie Fidela, niestety bezskutecznie. Przychodzi do nas właścicielka kwatery żeby wziąć kasę za pokój. Chyba nie wzbudzamy jej zaufania, bo w pozostałych kwaterach płaciłyśmy zawsze przy wyjeździe.
Wychodzimy z domu ok.21.30, gdy idziemy ulicą, TV w domach włączone są na cały regulator i wszędzie gra to samo. Wszyscy mieszkańcy siedzą w domach i jak zahipnotyzowani oglądają ten sam serial.
W knajpie, w której się umówiliśmy nie ma żadnych gości. Siadamy zatem na murku i czekamy na Polaków. Wejścia do tej bezludnej knajpy pilnuje 4 ochroniarzy, wstęp jest płatny chociaż nie ma muzyki na żywo. Ok.22.30 straciłyśmy nadzieję, że Polacy przyjdą, najwyraźniej zmęczyło ich plażowanie.
Spacerujemy po mieście. Ok.23.00 zauważam, że w sklepie, w którym 3h wcześniej nie chciano nam sprzedać wody, nadal są 3 ekspedientki i ustawiają towar. Obroty i sprzedaż w takim sklepie jest znikoma, poza tym to mały sklep, więc nie wiem co te 3 kobiety robiły tam od 3h.
W końcu wracamy na naszą kwaterę, jest tam dwójka gości, ale są niezbyt przyjaźnie nastawieni, z wielkim bólem odpowiadają nam „hi”. I tak jesteśmy zadowolone z dzisiejszego dnia, bo udało nam się pojechać na wyspę i plażę Pilar.