Droga do Farafenni jest w dobrym stanie a do tego widoki zza oknem bardzo malownicze. Czas przejazdu ok. 3h. Po przyjeździe do miasta kierujemy swoje kroki do jednego z dwóch polecanych w przewodniku kwater - Balanghar Motel. Miejsce całkiem spoko, ale okazało się, Motel zmienił nazwę i podwoił ceny w stosunku do tych w przewodniku. Nie znoszę jak po umieszczeniu miejsca w przewodniku ceny są windowane kilkukrotnie – takich praktyk nie toleruje, idziemy zatem do Eddy’s Hotel, chcemy pokoje za 500D, jednak okazuje się, że wszystkie klucze do nich się zgubiły, negocjujemy zatem nocleg w droższym pokoju, zbijamy cenę do 600D/pokój (50,96 zł) z wentylatorem (prąd jest włączany od 18).
Przed zmrokiem wychodzimy na miasto po zakupy i coś do jedzenia. Z hotelu zostaje nam przydzielony „cień”, który ma nas pilnować i prowadzić wszędzie tam gdzie chcemy. Marysia i Piotrek decydują się na kolację w fastfoodzie, reszta ma chwilowo dość gambijskiej gastronomii. Następnie robimy małe zakupy, Magda nareszcie zdobywa swoje ulubione maślane ciasteczka. W mieście jest już prąd, zatem Marysia i Piotr kierują swoje kroki do kafejki internetowej. Ja z dziewczynami kończę wieczór przy herbacie (25D = 2,12 zł) w hotelowej restauracji.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
30.10
Plan na dzisiaj to Senegal, zaraz po śniadaniu zbieramy się do wyjścia. Po chwili zjawia się nasz cień, prosimy go jeszcze o wskazanie miejsca gdzie można wymienić pieniądze – będzie to oczywiście lokalny sklep. Walutą w Senegalu jest frank CFA, którego kurs jest powiązany ściśle z euro. Sprzedawca proponuje nam za 1 euro – 650CFA (jest to jedyny i uczciwy kurs wobec €) a za 1$ - 500 CFA. Początkowo mieliśmy wymienić euro, ale kurs za dolara jest znacznie korzystniejszy. Wyposażeni w senegalską walutę ruszamy ku granicy, to ok. 4 km, taksówkarz chce 200D (17,00 zł), nie zgadzamy się i odchodzimy. Zgodnie z przewidywaniami dogania nas inne auto i kierowca zgadza się na naszą cenę – 100D (8,50 zł).
Na posterunku gambijskim panowie próbują nam wmówić, że na granicy senegalskiej nie da się wyrobić wizy (ja wiem na pewno, że jest zupełnie odwrotnie). Po krótkiej pogawędce w naszych paszportach lądują stemple wyjazdowe z Gambii.
Wiza do Senegalu kosztuje równowartość 50euro (32 500 CFA = 210 zł) plus drobna opłata za czynności administracyjne. Od 1 lipca 2013 obowiązek posiadania wizy senegalskiej został nałożony na większość krajów europejskich (nawet Francję). Wiza ta powinna być biometryczna (1 cecha – zdjęcie) jednak panowie na granicy wbijają nam pieczątki do paszportu i wręczają kartki A4 z kodem kreskowym wizy (której nie ma) oraz potwierdzeniem wniesionej opłaty. Najgorsze, że panowie nie mają odpowiedniej liczby kartek z kodami, więc Piotrek zostaje bez wizy, jednak jak stwierdzili pogranicznicy nie jest to żaden problem gdyż Piotr może spokojnie wyrobić sobie wizę na lotnisku w Dakarze. Sytuacja co najmniej dziwna, ale co zrobić?! Znajomy, który był w Senegalu w lipcu wyrabiał wizę na tym samym przejściu ponad 2h, bo panowie kompletnie nie opanowali programu do wystawiania wiz i musiał im pomagać. Pewnie po kilku miesiącach nieudanych prób uznali, że wygodniej jest opierać się na tych kartkach z kodem kreskowym i pomijać najważniejszy etap, tj. drukowanie wizy. No i jak tu się nie zgodzić z tym, że Afryka to dziki kontynent?!
Szczęście w nieszczęściu, że po przekroczeniu czeka już minibus (nazywany tutaj Ndiaga Ndiaye) do Kaolacku, płacimy 2000 CFA/os (12,92 zł). W autobusie rozważamy aby ze względu na wczesną porę próbować dojechać do Touby lub okolic, jednak na skutek demokratycznie podjętej decyzji dzisiejszą noc spędzimy w Kaolacku.